Polska Federacja
Wędkarstwa Karpiowego

PFWK

patronite
„O co tu tak naprawdę chodzi” -Tomek Wasilewski

Przez ostatnie lata wędkarstwo karpiowe bardzo się zmieniło, a także rozwinęło.

Mamy sprzęt dostosowany do przeróżnych warunków, który umożliwia nam odnajdywanie się praktycznie w każdej sytuacji. Świat przynęt ciągle się poszerza i powstają nowe, jeszcze „bardziej skuteczne”. Z jednej strony, zaczynający dziś swoją przygodę z karpiami mają gigantyczny wybór i w zasadzie wszystko podane na tacy. Z drugiej ten ogrom sprzętu, może przyprawić o przysłowiowy ból głowy. Może, i na pewno przyprawia…

 

W związku z tym, że łowię już kupę czasu, dostaję od Was mnóstwo pytań. W większości są to pytania dotyczące wód na których łowię, a także przynęt których używam. Jeżeli chodzi o wody to nie pogadamy, bo w tej kwestii cenię sobie prywatność i spokój… Jeżdżę na ryby słuchać ptaków, spławów i czasem moich sygnalizatorów, a nie drących japę pijanych kolesi i oglądać wyścigi modeli.

Co do przynęt, wiele razy to powtarzałem i powtórzę kolejny raz. Kulki nawet te „cudowne”, nie robią roboty i nie złowią karpia jak zostaną nasypane w złym miejscu, albo ich prezentacja będzie niewłaściwa. Przepraszam, jeżeli zburzyłem komuś światopogląd, ale sprzęt i kulki nie zrobią za Was roboty. Jeżeli ktoś mówi, że jest inaczej, zwyczajnie kłamie. Pewnie, że są lepsze i gorsze kulki, ale przede wszystkim są dobrze i źle stosowane. Oczywiście, że w zimnej wodzie lepsze będą te z mniejszą ilością tłuszczu, zrobione z mieszanki na bazie protein mlecznych z wyraźnym intensywnym aromatem, niż klasyczne tłuste śmierdziele na bazie mączek rybnych. Natomiast nawet najlepsza kulka, w rękach kogoś kto źle wybierze miejsce i zastosuje złą taktykę prawdopodobnie nie przyczyni się do złowienia karpia. Czasami odnoszę wrażenie, że przewaga pewnych przynęt polega w głównej mierze na tym, że w nie wierzymy i najczęściej ich używamy, a po inne sięgamy jak nic nie bierze. Wielu z nas ma zupełnie innego asa w rękawie, na którego złowił wiele pięknych ryb. Bardzo często nie znający się karpiarze na tej samej wodzie łowią te same ryby na zupełnie inne przynęty, co jest ewidentnym dowodem na to, że nie ma złotej kulki i jednego sposobu na przechytrzenie ryby. Poza tym, często spotykałem się z taką sytuacją, że coś co działało i dawało mi piękne ryby, niestety nagle przestawało i trzeba było poszukać nowego sposobu, żeby przechytrzyć ryby. Dotyczy to zarówno rodzaju przynęty, jej wielkości i prezentacji, czyli podanie jej na przyponie który wzbudzi zaufanie, a także nie da się wypluć, sposobu nęcenia, miejsc które często zwyczajnie się wypalają. O końcowym sukcesie decyduje naprawdę wiele drobnych szczegółów. Wielokrotnie działając na przekór utartym schematom udawało mi się łowić piękne ryby. Jeżeli jakaś woda, dosłownie i w przenośni, jest zasypywana kulkami o jakimś smaku to na moich zestawach zawsze będą inne. Jeżeli wszyscy łowią na 2 śmierdzące ping pongi o średnicy 24mm, postawię małego słodkiego waftersa, albo orzecha. Jeżeli wszyscy sypią wiadro zanęty na dzień dobry to ja sypnę garść kulek, rozsypanych na większej powierzchni. Porzućcie urojenia o cudownych kulkach i naprawdę nie bójcie się eksperymentować i łowić po swojemu. Najlepsza przynęta to taka którą postawisz w odpowiednim miejscu, odpowiednim czasie i będziesz w nią wierzył. Jej cena tak naprawdę nie jest na szczęście najważniejsza.

Kulki nawet te „cudowne”, nie robią roboty i nie złowią karpia jak zostaną nasypane w złym miejscu, albo ich prezentacja będzie niewłaściwa.

Dzięki Bogu, karpie nie wiedzą, kto siedzi na brzegu i ile kasy kosztował jego sprzęt. Jeżeli zrobisz  dobrze robotę, masz naprawdę duże szanse, żeby położyć na macie piękne ryby. Oczywiście sprzęt pomaga, może ułatwić zlokalizowanie i przechytrzenie ryb, ale nie złowi za Was…  Może zapewnić komfortowe funkcjonowanie nad wodą i faktycznie dać pewną przewagę, ale resztę musicie zrobić sami. Piszę o tym nie bez powodu, zauważam wariactwo i wyścig kto więcej wyda na karpie. Nie masz stojaka za 3 koła nie jesteś prawdziwym karpiarzem. Oczywiście, jeżeli ktoś śpi na pieniądzach niech to robi, ale brak najdroższego sprzętu nigdy nie powinien być dla Was powodem do kompleksów i odbierać radości z realizowania swojej pasji. Nigdy !!!

Często pytacie mnie o sprzęt, którego tak naprawdę sami będziecie używać.  W tej kwestii powiem tak,  każdy powinien go dobrać do swoich preferencji i możliwości, podobnie jak kobietę z którą umawia się na randkę. Rozumiem i chętnie odpowiem na pytania typu „ jaki kształt, ewentualnie model haczyka używasz do swoich sztywniaków?”. Jaką średnicę strzałówki na wodę z zaczepami, albo jaką długą, itd… Natomiast „jakie wędki i za ile mam kupić” jest pytaniem które musicie zadać sobie sami. Biorąc pod uwagę łowiska i sposób w jaki łowicie i to ile możecie na nie przeznaczyć. Ja, wyłączając kilka dni w roku spędzonych  na rzece, w zasadzie nie łowię z rzutu. Nie używam, też modelu do wywożenia, bo łowię w wodach, gdzie skuteczne wyholowanie karpia bez pontonu, graniczy z cudem. Poza tym wolę postawić zestaw z ręki i rozsypać zanętę tak jak chcę, na jakiej chcę powierzchni, a nie pozostawić to dziełu przypadku. Idealne są dla mnie zatem wędki o długości 10′ natomiast dla kogoś innego będą to rzutowe 13′. Często się przeprawiam więc jestem raczej praktykiem i minimalistą, niż gadżeciarzem. Ważniejsza jest dla mnie bezpieczna, dla karpi mata niż kołowrotek za miliony. W moim łowieniu karpi, najważniejsze jest, to co jest w wodzie. Począwszy od znalezienie miejsca, w zasadzie kuchni, potem stołu, a następnie talerza i położenia właśnie tam zestawu. Skończywszy na tym z czym karpie mają bezpośredni kontakt. Czyli prezentacja przynęty w sposób wzbudzający zaufanie ryb, elementy zestawu, no i właściwy rodzaj, a także ilość zanęty. Właściwy, absolutnie nie znaczy ten najdroższy. Szczególnie teraz w lecie kiedy woda jest ciepła, a ryby pobierają dużo pokarmu, mieszam droższe kulki z tańszymi, a także orzechem czy kukurydzą. Zauważyłem, że ważne jest również jak rozsypiemy zanętę, na jakiej powierzchni. Często w wodach poddanych dużej presji, zbyt duża ilość zanęty wysypana w jednym miejscu, powoduje, że ryby omijają to miejsce. Lepszym rozwiązaniem, które wzbudza zaufanie ryb, jest rozrzucenie jej na większej powierzchni. Im większa presja jest na danym zbiorniku, tym bardziej dyskretne powinny być nasz pułapki.

Wracając do kilku karpiowych przykazań to zapisałbym je tak:

1. Zlokalizuj ryby, albo miejsca w które wcześniej czy później przypłyną.
Oczywiście, że lepiej jak wcześniej…
2. Dostosuj taktykę do miejsca, a także „nastroju” w jakim są ryby. Generalnie chodzi o to, że jeżeli zlokalizowaliście wygrzewające się karpie to raczej nie sypcie im wiadra zanęty na głowę, zostawcie je sobie na inne okazje. Np załamanie pogody, wiatr, deszcz i ryby „na żarciu” które trzeba czymś przytrzymać w obrębie naszego stanowiska.
3. Zastosujcie przynęty które wzbudzą zaufanie, lub ciekawość ryb. Wiele ryb szczególnie tych złowionych na Ziga to efekt ciekawości, a nie żerowania. One zwyczajnie nie mają rąk, więc sprawdzają pyskiem. Wszystko oczywiście zależy od wielu czynników, ale warto o tym pamiętać.
4. Dostosujcie sprzęt do warunków w których łowicie, nie do wielkości karpi. W określonych warunkach można wyholować karpia 30kg na żyłkę 0.20mm gdzie indziej 0.40mm jest za cienka i zostanie przetarta, abo zerwana.
5. Nie powielajcie mitów i stereotypów które można usłyszeć na większości zbiorników, z reguły są to farmazony.
6. Uwierzcie w siebie i to co robicie nad wodą, wiara ponoć czyni cuda, poza tym pozwala w spokoju siedzieć w namiocie i czekać na swojego karpia.
7. Karpie nie wiedzą ile kosztował Wasz sprzęt, więc przynajmniej teoretycznie każdy ma równe szanse. Oczywiście większą ten kto myśli nad wodą i lepiej zrobi robotę.
8. Szanujcie i dbajcie o gatunek na który polujemy… Niech nigdy super fota nie będzie ważniejsza od zdrowia i życia ryby.

Tomek Wasilewski

Udostępnij: