Polska Federacja
Wędkarstwa Karpiowego

PFWK

patronite
Świadome łowienie dużych karpi

Nie chcę, żeby to zabrzmiało bezczelnie, ale najczęściej powtarzającym się pytaniem, które mi ostatnio zadajecie jest :

„Wasyl jak ty łowisz te konie ? ”

Strasznie się cieszę, że wielu z Was dorosło do tego żeby zadać właściwe pytanie… Bo „JAK” jest tak naprawdę, o wiele bardziej
istotne od gdzie i na co. 

Zanim zacznę otwierać Wam oczy, na ten dosyć skomplikowany temat… Którego cięgle się uczę i bezustannie szukam odpowiedzi na kolejne pojawiające się w mojej głowie pytania, powiem tak; Pierwszym krokiem do łowienia dużych karpi jest nałowienie się do syta tych mniejszych. Wiem, wiem małe jest piękne i każdemu przeciwnikowi należy się szacunek, ale ja złowiłem już w swoim życiu tyle małych i średnich karpi, że już nie potrafię się z nich cieszyć. Od dawna, a w zasadzie od zawsze śnią mi się te wielkie więc nie będę oszukiwał sam siebie. Z jednej strony jest to moje przekleństwo, bo wbrew pozorom nie łowię tych dużych ryb nie wiadomo ile, więc statystycznie cieszę się rzadziej, ale im dłużej sobie poczekam tym większa jest później radość. Z drugiej mogę spokojnie czekać na konia, a jakiś wewnętrzny głos, nie każe mi przewozić zestawów, szukać nowego miejsca, zmieniać kulki czy przyponu. W łowieniu dużych karpi, a w zasadzie w polowaniu na nie, czas odgrywa kluczową rolę. Zarówno w kontekście znalezienia wody z wielkimi karpiami, poznania jej, aż w końcu sprowokowania Go do brania, powinniśmy uzbroić się w cierpliwość i dać sobie trochę czasu. Poza tym, ilość nie idzie w parze z jakością, więc przynajmniej mentalnie trzeba pożegnać się z dużą ilością brań i karpi na macie. Oczywiście, karpie zweryfikują wszystko co zrobimy, a życie jak zwykle napisze swój scenariusz, ale polowanie na króla jeziora, albo jedną z kilku wielkich żyjących w nim ryb, z reguły nie jest statystyką i raczej nie jest dziełem przypadku. Oczywiście przypadki chodzą po ludziach, ale nie zdarzają się regularnie.

img

Do rzeczy bo się rozgadałem , do złowienia karpia potrzebny jest karp, a do złowienia dużego karpia… Krótko mówiąc nie złowicie go tam gdzie go nie ma. To jest pierwszy i najważniejszy krok. Nie będę nikomu narzucał gdzie ma łowić, czy ma zaszyć się w krzakach i polować na pomniki natury, czy może pojechać na jakieś łowisko specjalne i zmierzyć się  z rybami które widziały naprawdę wszystko. Ja łowię gdzie chcę i szczerze mi to zwisa, czy się to komuś podoba, czy nie i jaki jest status łowiska. W dzikiej wodzie najtrudniej będzie je zlokalizować w prywatnej przechytrzyć. Natomiast bez względu na to gdzie będziecie na nie polować musicie zastosować odpowiednią taktykę. Wielkie karpie to najczęściej, stare, grube, często doświadczone przez życie i nieufne kobiety, a w zasadzie już babcie. To ryby które widziały w życiu naprawdę wiele, u których instynkt dziko żyjących zwierząt, albo chęć przetrwania są większe, niż chęć najedzenia się za wszelką cenę. Poza tym, doskonale znają każdy metr kwadratowy swojego mokrego domu i często podchodzą nieufnie do każdej w nim zmiany. Krótko mówiąc nauczyły się omijać pułapki jakie na nie zastawiamy i nawet jeżeli uda nam się je zlokalizować zbyt duża ilość zanęty  wysypanej na głowę może spowodować, że przestaną żerować w tym miejscu. Czasem mam wrażenie, że one uczą się szybciej od nas i są zawsze krok przed nami. Kolejną istotną sprawą jest to, że jest ich niestety znacznie mniej od mały i średnich karpi, na dodatek są od nich o wiele wolniejsze i przegrywają z nimi w konkurencji pokarmowej. Niechętnie też konkurują z nimi i raczej omijają centra   pokarmowe. Z reguły są gdzieś z boku, gdzieś gdzie nie muszą się przepychać z młodzieżą w kolejce po loda czy gofry i jednocześnie czują się bezpiecznie. Gdzie zatem postawić zestaw i jakiej użyć przynęty, żeby mieć największą szansę na branie wielkiej starej ryby. Jeżeli chodzi o moje duże ryby większość z nich złowiłem na miękkim dnie, bardziej lub mniej ,ale miękkim. Muł jest dobrym, wybaczającym błędy,a także trochę maskującym naszą pułapkę dnem. Poza tym w przeciwieństwie do twardych wydmuchanych placków, na miękkim dnie ryby mocniej zasysają zanętę więc jest większa szansa je oszukać. Bardzo często są to miejsca w okolicach przejścia dna twardego w miękkie, gdzieś u podnóża wypłycenia, albo na końcu podwodnego spadu. Jeżeli przy kładzeniu zestawu nie poczuję jak ciężarek klei się do dna, to odsuwam się w kierunku głębszej wody i bardziej mulistego dna. Podobnie postępuję w przypadku kiedy żerujące ryby wydmuchują warstwę namułku i tworzą się twarde piaszczyste placki na dnie. Zauważyłem, że duże ryby niechętnie wyjadają zanętę z takich miejsc i raczej kojarzą je z niebezpieczeństwem.

Co do wielkości przynęty uważam, że duże kulki wcale nie ograniczają brań małych i średnich ryb. Po pierwsze emitują one do wody więcej zapachów, a także innych sygnałów dla ryb i często działają jak przysłowiowa wisienka na puddingu. Po drugie wielkie ryby rzadko przypływają pierwsze w łowisko, więc przynęta powinna mieć szansę doczekania się na grubego zwierza, a nie krzyczeć zjedz mnie natychmiast.

W zależności od wody i aktywności ryb moją ulubioną przynętą jest pojedynczy wafters o średnicy 15-20mm, z reguły podany na klasycznym łamańcu typu D Rig. Mały subtelny nie rzucający się w oczy, leżący gdzieś na skraju nęciska . Na pytanie z której strony powiem tak, najlepiej z tej z której przypłynie wielki karp, a to naprawdę nie jest takie trudne do ustalenia. Jest to bardzo skuteczne połączenie które otworzyło mi wiele łowisk w Polsce i za granicą, natomiast jeżeli temperatura wody jest niska, a brania przypominają ziewnięcie używam slip D Riga w połączeniu z małym bałwankiem, albo waftersem. Obsypuję moją przynętę dosłownie garstką zanęty, najczęściej jest to kilka kulek, natomiast resztę wysypuję w centrum nęciska gdzie w pierwszej kolejności pojawią się małe i średnie ryby.

 

Taka subtelna pułapka postawiona na skraju nęciska dała mi naprawdę wiele pięknych ryb. W zależności od ilości drobnicy i mniejszych karpi, a także ich aktywności czasami jest to metr obok, ale czasami nawet kilkanaście.

Dla wielu z Was to co teraz powiem, pewnie będzie to śmieszne, albo pomyślicie, że ten Wasyl naprawdę zwariował. Natomiast jak sięgam pamięcią wszystkie wielkie ryby, a przynajmniej ich większość, które udało mi się położyć na macie złowiłem w bardzo podobnych warunkach. Zagrało coś co jest bagatelizowane przez wielu z Was. Poza rzeczami które robię instynktownie, nawet o tym nie myśląc bardzo duże znaczenie ma umysł. Tak naprawdę pomiędzy światem zewnętrznym, a wewnętrznym jest absolutna więź. Bardzo często siedząc w namiocie wizualizuję sobie to kogo chcę złowić. Jestem obecny i związany z miejscem w którym łowię, nie oglądam filmów, rzadko gadam przez telefon, jest tu i teraz. Jedynym istotnym spektaklem jest to co mnie otacza i to co jestem w stanie ogarnąć wszystkimi możliwymi zmysłami. Bycie małą spójną, cząstką natury jest chyba najwłaściwszym określeniem tego kim, albo czym, jestem i co dzieje się w mojej głowie. W takim stanie widzę naprawdę więcej, wszystko jest jak na zwolnionym filmie, a klocki same zaczynają się układać. Zaczynam tworzyć dobrą relację z naturą i ją rozumieć, a ona mi za to odpłaca. Taka więź powoduje, że widzę rzeczy których nie zobaczyłbym w innym stanie. Czasami jedno zmarszczenie wody, kilka bąbelków na powierzchni wody, nurkujący ptak, albo liście płynące po powierzchni wody unoszone wstecznym prądem są ważną informacją. Siedzę często w nocy gapię się w ciemną tajemniczą toń i słucham jeziora. Nie raz i nie dwa nocne spławy pomogły mi w zlokalizowaniu ryb. Tylko tyle i aż tyle. Najważniejsze w tej bajce jest, żeby kochać to co robisz, robić to najlepiej jak potrafisz, reszta jest tylko kwestią czasu…

Tomek Wasilewski

     

 

Udostępnij: